piątek, 23 marca 2012

GDZIE ONI SĄ?

Witam.

Zacząłem coraz bardziej tęsknić. Ostatnio w głowie siedzą mi ciągle babcia i dziadek. Brakuje mi ich strasznie, to z nimi mam najmniejszy kontakt i to właśnie za nimi teraz tęsknię najbardziej. Nie ma to jak mieć zły dzień i przyjść do babci i dziadka, zobaczyć ich uśmiechy, poczuć tę opiekę i myśl, że chociażbyś stał się najgorszym człowiekiem świata, to babcia zawsze ma dla Ciebie uśmiech i talerz zupy. I śmieszne anegdotki dziadka, które bierze nie wiadomo skąd, lecz zawsze są zajebiste i przypominają Ci się w najodpowiedniejszym momencie. Mogę do nich przyjść i milczeć, ale i tak będzie mi dobrze. Tak tego mi tu brakuje strasznie...

A w moim domu? Lodówka nie napełnia się sama, nie znajduję żadnych rarytasów od mamy, czy nie muszę walczyć z tatą o ostatni kawałek kurczaka. I to samo co z babcią i dziadkiem... Nie mogę zejść na dół do rodziców w pół oglądających telewizję, w pół śpiących i po prostu posiedzieć i pomilczeć sobie z nimi, poczuć ich obecność i odetchnąć z ulgą. A mój sąsiad czy kolega nie walnie mi tak fajnie jak to robił mój brat, tak, nawet tego mi brakuje! O, Piącho Mojego Brata, gdzie jesteś? A niedzielne śniadanie? Czemu zamieniłem to na niedzielnego kaca? Maks, co Ty ze sobą robisz, ogarnij się...

Wstaję rano, otwieram okno, biorę łyk świeżego, zimnego powietrza, patrzę z nadzieją przed siebie i codziennie się zawodzę. Nie widzę TEGO okna, nie mogę niczym rzucić w niego, czy chociaż krzyknąć "Baaaaaartek!". Rozmowy w ciepłe wieczory, czy nawet w te zimne, to nieważne, o wszystkim, tak żeby nas słyszał cały blok. I granie sobie nawzajem na odległość na gitarach, czy raczej tylko gra Bartka, bo to on wymiata lepiej. A gdy do tego dochodził jeszcze śpiew to miałem niepowtarzalny pokaz artystyczny tylko dla siebie. Już mnie długo nie spotka taka nocka jak z Bartkiem, zazwyczaj bez alkoholu, wygłupy i żarty, które rozumieliśmy tylko my. No i w końcu ROZMOWA! Z kim ja tutaj pogadam tak jak z Bartkiem? Chyba tylko z moim telefonem, ale gdy po drugiej stronie będzie on, mój najlepszy przyjaciel.

Boże, jak cudownie jest przelewać swoje myśli na... nie na papier... na klawiaturę? Nieważne, ulżyło mi... to co, jedziemy dalej?

Hej, ludzie w Polsce! Zwracam się teraz tylko do was! Wkręciliście się już w swoje życie tak, że nie zauważacie tego czego mi brakuje? Postawcie się na moim miejscu, albo zacznijcie przemyślenia nad życiem. Pomyślcie, co by było gdyby ich teraz zabrakło? To prawda, że rodzice nas czasem wkurzają, tak, bo o mój boże, oni ciągle od nas czegoś chcą! Zrób to, zrób tamto. I nie możesz tego, i tamtego. A na dodatek nie możesz dzisiaj z domu wyjść, bo Ci RODZICE zabronili. Straszne... A mnie tego brakuje. Mieszkam teraz sam, mam swoje małe mieszkanko i robię to co by mi normalnie rodzice kazali robić. Sam z siebie. Wychodzę na noc na miasto i nikt się o mnie nie martwi. Wracam do domu i nikt się mnie nie pyta "Co robiłeś?". Mam większe problemy niż posiadanie "złych rodziców", którzy Ciągle odciągają od komputera. Dopiero tutaj do mnie dotarło jak bardzo jesteśmy powiązani z nimi. I babcią i dziadkiem. Czy nawet z bratem, którego bym z chęcią porządnie skopał.

Ale mam ze sobą najważniejszą rzecz. Mam to uczucie, że staram się dla kogoś, czy go zawodzę. Zawsze moim priorytetem życiowym było to, by rodzice byli ze mnie dumni. Chcę tego, by się zestarzeć i usłyszeć od rodziców "Maks, jesteśmy z Ciebie naprawdę dumni". Teraz ich dużo załamuję, ale staram się ogarnąć jak najszybciej. Dorastam w tempie przyśpieszonym. Muszę się zacząć martwić o moją przyszłość, a nie ciągle żyć teraźniejszością. Tata w moim wieku już jeździł swoim Ferrari, a ja mam dopiero bilet na tramwaj... Przynajmniej tak czuję.

Do następnego razu! Teraz pójdźcie do salonu, obejrzyjcie telewizję z rodzicami, a następnego dnia odwiedźcie babcię i dziadka, jak byście mieli ich widzieć ostatni raz w życiu.

Pa.

piątek, 9 marca 2012

I CO DALEJ?

Salut!

Co się dzieje dalej w moim życiu? Nic się nie zmieniło, jest nadal ciekawie. Już tak przywykłem do pobytu tutaj, że nie wyobrażam sobie co bym robił teraz w Polsce. Studia, praca? Nie, w Polsce to nie ma sensu. Jestem w tak komfortowej sytuacji, otworzyłem sobie bramę na cały świat i co najlepsze kroczę naprzód. Jedyne co mi się nie podoba to brak obecności przy mnie rodziny i kogoś, kto byłby przy mnie w moich najtrudniejszych sytuacjach. Polscy przyjaciele to jest to. Żałuję strasznie, że nie mam ciągle czasu dla ludzi z Polski, ale już przywykłem do tego. Bo co mam zrobić, odciąć się od ludzi we Francji, usiąść do facebooka i zamienić się w facezombiaka? Nieee, życie ma coś dla mnie i biorę to.

Zaraz wybije mi pół roku we Francji. Z ciekawości postanowiłem sobie zrobić coś w stylu Rachunku Sumienia. Co mi dała Francja, a co się zmieniło we mnie na gorsze? Zobaczymy, sam jestem ciekaw. Nigdy nawet nie zastanawiałem się nad tym. No to jedziemy.

Zaczniemy od tego co mi DAŁ pobyt we Francji. Pierwsza rzecz która mi przychodzi na myśl to język. Czy raczej języki. Doszlifowałem angielski, dogadam się już po francusku i znam duuuużo słówek po węgiersku. Nigdy nie miałem w zamiarze nauczyć się węgierskiego, ba, nawet nigdy nie zastanawiałem się nad tym czy taki język w ogóle istnieje. A jest, istnieje, i brzmi jak rozmowa Simsów. Haha, serio. A węgrzy to bardzo sympatyczny naród. Trafiłem na takich ludzi, że dwójkę z nich mogę nazwać najlepszymi przyjaciółmi. Opiekują się mną jak bratem i dostają to samo ode mnie. Miałem takie momenty we Francji na imprezach, gdy piłem jak głupi, usypiałem i Węgrzy ratowali mnie od dowcipów (w stylu malowania ciała markerem) mówili "nikt Maksa nie dotknie" i byli w stanie wziąć mnie do swojego pokoju, ułożyć mnie w swoim łóżku, po czym sami spali na podłodze. Łał, to się nazywa poświęcenie. Braterstwo. Dlatego tak się uczę tego ich języka. W szkole często na lekcji obok tłumaczenia słówek na polski piszę węgierski. Ha!

Wiem co mi jeszcze dał ten kraj! Żyyyycie! To co się tutaj dzieje przechodzi moje wcześniejsze wyobrażenia o fajnym życiu. Taka szkoła, tacy ludzie, praca, atmosfera, przygody! Nawet gdy byłem w mojej małej depresji to i tak szalałem i wariowałem. A szkole zawsze mam dobry humor. Dostaję rogaliki za które muszę zapłacić tylko moim uśmiechem, co środa wyjście na miasto, na stołówce jedzenie za dwóch, ciągłe niewyspanie, w czwartek wieczorem szaleństwo po akademiku, gry słowne z węgrami, wszystko w szkole mi się podoba.

Dostałem też pracę, dobrze płatną i z fajna atmosferą tworzoną przez ludzi. Lubię mój kontakt z klientem. Każdy uwielbia mój polski akcent. Ale zawsze pada pytanie: "A pan to jest z Hiszpani/Portugali?". Gdy mówię, że jestem Polakiem, widzę zdziwienie. Raz wynikła z tego taka konwersacja:
- Przepraszam, a Pan to skąd jest, z Hiszpani?
- Nie, jestem Polakiem.
- Uuuuoooo, nie pomyślałabym, Pan taki brązowy...
- Bo jestem też w połowie Grekiem (ha!)
- Super! A to powiedz coś po grecku.
- Yyyyy...
I w tym momencie żeby mi nie było głupio, że greckiego nie znam zacząłem mówić po polsku...
- Booooże, tak uwielbiam język grecki! A po polsku też pan mówi, tak? Jak to brzmi?
Już drugi raz zrobiło się mi głupio, ale brnąłem w to dalej. I wymyśliłem jej na biegu niezłą wiązankę bluźnierstw po węgiersku, hahaha. Stwierdziła że to głupi język i jednak woli grecki (fuck yeah). I takich sytuacji mam w pracy od groma, dużo śmiechu. Ale też się często na mnie wkurzają, za dobrze mieć nie mogę.

Francja pozwoliła mi także otworzyć się na ludzi. Jestem bardziej pewny siebie niż kiedykolwiek. A pewność siebie równa się u mnie dobremu humorowi. Tego chciałem zawsze, nie bać się niczego. Teraz wiem że jestem w stanie zrobić wszystko, wystarczy tylko spróbować, próbować dalej i starać się ze wszystkich sił. I trzeba ROBIĆ, a nie tylko MYŚLEĆ. Realizując swoje cele można tylko zyskać, bo to co tracisz jest tylko małym procentem tego co osiągasz. Ale każdy rządzi się swoim życiem. Pełnym błędów które popełnia każdy. Ja też to robię, mówi się "trudno". Skoro już o tym mówię to jest idealny moment by przejść do moich minusów. Już się boję.

Co we mnie zmieniła Francja? Przede wszystkim... zacząłem pić i palić jak smok. Trafiłem do towarzystwa w którym palą prawie wszyscy i w końcu się poddałem, wciągnąłem się w to. Do tego picie co weekend i w ciągu tygodnia. Parę razy już byłem na kacu w pracy, ale nie dałem nic po sobie poznać. Szalone to, ale też trochę głupie, nie za dobrze to o mnie znaczy. Złe jest też to jak rzadko rozmawiam z Polską. Dużo ludzi mnie już pewnie pozapominało. Sam sobie zasłużyłem. Rodzina tęskni coraz mocniej, a ja nie wiem co mam zrobić bym mógł porozmawiać ze wszystkimi. Jedno jest pewne. Często piję wasze zdrowie, ha.

Do tego zmieniło mi się dużo cech charakteru. Jestem coraz mniej miły, głupszy, mniej poważnie podchodzę do życia i przestałem dbać o siebie. Ufffff... To chyba koniec (albo umysł podpowiada mi "kończymy to jełopie").

Przeczytałem to co napisałem i odlryłem, że... Francja dała mi wiecej niż zabrała! Super, bałem się wyniku, ale ça va. I... W KOŃCU DODAŁEM POSTA NA BLOGA. Haha! Pozdro!

Wasz Maksiu mały Węgier, haha.