Długi czas zajęło mi zabranie się do napisania nowego posta. Na tego przyszła już pora, muszę sprostować kilka rzeczy.
Mimo mojej długiej nieobecności w sieci, zauważyłem, że mój blog jest odwiedzany częściej niż sobie wyobrażałem. Jestem zaskoczony. Powinienem być odpowiedzialny za coś co stworzyłem sam więc stąd ten post.
Czytałem przed chwilą mojego ostatniego posta pod tytułem "I'VE DEFATED MYSELF". Czyli "Pokonałem siebie". Radosny, optymistyczny, "misja skończona", itd. Ładnie, ale zbyt pięknie. Albo jestem w tym wieku, że nie powinienem takich rzeczy pisać, albo po prostu jestem typem człowieka, który całe życie będzie się bił sam ze sobą.
Ostatnio druga już osoba powiedziała mi, że czytała mojego bloga i serce jej zamarzło. Przepraszam was wszystkich, miałem bardzo złe podejście. Nie patrzyłem "przed" siebie tylko "na" siebie, ha.
Przyjeżdżając do Francji jako chłopiec, nie powinienem był zaczynać bloga. "Całe zło" które mnie tu spotykało przeżywałem na swój sposób. Żyłem 20 lat w domu kipiącym szczęściem, gdy postanowiłem wziąć przyszłość w swoje ręce, myśląc że będzie to wyjątkowo dla mnie łatwe. Byłem zbyt wielkim optymistą, gdy nagle spotkałem się ze ścianą. A za wszystko zacząłem obwiniać moją byłą szefową.
Widziałem się z nią ostatnio w klubie. Pogadaliśmy, wytłumaczyłem jej jak bardzo jej nienawidziłem. Jak bardzo się jej bałem i jak bardzo jestem jej za to teraz wdzięczny. Pokazała mi, że świat nie będzie mnie głaskał po główce cały czas, czasami zarobię też ciosa w kark. Trzeba przyznać, że przywitała mnie w świecie dorosłych z wielką klasą, ha.
Na koniec naszej rozmowy zaproponowała mi powrót do jej restauracji. Odpowiedziałem "Czemu nie.", zostawiając sobie kolejną "otwartą furtkę", lecz w głębi duszy myślałem sobie "Chyba Cię poje**ło". Ta kobieta jest przesiąknięta złem (od mojego odejścia, w restauracji przewinęło się już 11 kelnerów, z czego połowa zwalniała się sama - zgadnijcie dlaczego), mimo to ją szanuję.
Czy coś się zmieniło we mnie przez mój pobyt tutaj? To musicie ocenić sami po rozmowie ze mną, bo ja tak naprawdę nie wiem. Sam mogę stwierdzić jedną rzecz. Zauważyłem że patrzę na świat trochę inaczej, doszedłem do pewnych wniosków. Zazwyczaj starałem się wykorzystywać swoje zalety, znając jednocześnie swoje wady. Teraz staram się przeciwstawiać swoim wadom, znając swoje zalety. Prawda jest taka (i myślę że wiele ludzi dookoła mnie twierdzi tak samo), że w pewnym wieku zakochałem się w sobie i żyłem dalej rzucając sobie płatki róż pod nogi. Nie powiem wam, że teraz siebie nienawidzę, nie. Powinniśmy szanować samych siebie, ale nie kochać.
Jestem wdzięczny za każdego człowieka, którego spotkałem na swojej drodze, bo zawsze mnie ktoś czegoś nauczy. Ale dobrze dla was jeśli uczę się z waszych zalet, a nie wad. To tyle o mnie, dziękuję, kocham was.
Z racji tego, że długo wam nie pisałem, zdam skróconą relację z tego co się działo ze mną przez ostatnie pół roku.
Przede wszystkim - mam nowe mieszkanko. Wynajmujemy z moim najlepszym tu kumplem Balintem małe F3, które urządzamy jak tylko chcemy. Jeżeli jesteście ciekawi lub może wam się przyda mój adres, by mi wysłać polską kiełbasę:
45 rue Charles III
54000 Nancy
FRANCE
Nie pogardzę też kiszonym ogórkiem.
Jak niektórzy zauważyli lub po prostu to wiedzą, byłem w Londynie na miesiąc, by pracować i szaleć. Tam zostawiłem sobie kolejną "otwartą furtkę", ponieważ w jakiś sposób mnie bardzo polubili w pracy i zagwarantowali miejsce, gdy tylko zdecyduję się wrócić. Dla mnie bomba. Poza pracą życie tam było bardzo super, nawet lepiej niż super, ale - "co się działo w Londynie, zostaje w Londynie".
Poza tym - myślę, że żadnych ciekawostek nie mam. Wszystko dobrze się układa, mam swoje dobre dni, mam też te złe, ale na nic nie narzekam.
"Positive, positive, positive!"
Do zobaczenia, usłyszenia, albo cokolwiek co nam przeznaczone!