Salut.
Listopad to był dla mnie bardzo pechowy miesiąc. Traciłem po kolei wszystko co miałem i otrzymywałem same problemy. To był dla mnie miesiąc stresu i załamania. Traciłem siebie puszczając się w wir imprez i wyjazdów. Robiłem wszystko co się dało, byle by tylko nie myśleć o czekającej mnie przyszłości. Nie pisałem także na blogu by nie uczynić z niego 'Defeat Depression'...
Jak wiecie wszystko zaczęło się od utraty pracy. Na początku było to dla mnie jak odbicie się od dna. Jednak szukanie pracy w obcym kraju, którego języka w ogóle nie znasz jest cięższe niż się wydaje. Dostałem w szkole pliczek moich francuskojęzycznych CV, bym chodził po restauracjach i szukał pracy dla siebie. Bizon, któremu dziękuję, pomógł mi wybrać restauracje które są spoko, bo on się na tym dobrze zna. Ewelina Szumska, jedna z polek w Nancy, której jestem bardzo wdzięczny, pomogła mi napisać co mam mówić do patronów restauracji. Miałem swój tekścik, który mówiłem z pamięci wchodząc do potencjalnego miejsca pracy. Był to dla mnie wielki stres, jednak radziłem sobie z nim znakomicie. Tłumiłem go gdzieś w sobie, wytwarzając u siebie uczucie nieokreślonego szczęścia. Byłem pełen optymizmu, szczęśliwy na myśl o zmianie pracy. Tutaj podziękuję Ewelinie Maj oraz Michałowi Wederowi, za pomoc w obchodzeniu kilku restauracji.
Jednak czas mijał niemiłosiernie szybko... Dzień za dniem. Kserowałem coraz więcej CV, obszedłem większość restauracji w Nancy. Lecz nikt nie odezwał się do mnie. Mój optymizm gdzieś zgasł, a ja zacząłem imprezować, by to wszystko odreagować. Taniec może zdziałać cuda, oj tak...
Mając wahania nastrojów, nadal szukałem i czekałem. Gdy któryś z patronów robił mi jakąś nadzieję na pracę, równie szybko był ją w stanie zgasić brak żadnego telefonu czy maila od nich.
* W tym miejscu tego posta odkryłem że idealnie nadaje się on na 'Defeat Depression'... Wiecie czemu nie pisałem, ale to dopiero początek problemów.
Podczas jednej imprezy odbywającej się w kuchni mojej i Bizona doszło do pewnego incydentu. Otóż podpici już trochę imprezowicze postanowili pobawić się ogniem i papierem... Na szczęście/nieszczęście wyrzucali to wszystko przez okno. Palący się papier... Nuda! Czemu by nie stworzyć koktajli Mołotowa? Jak zanudzeni imprezowicze pomyśleli tak też postanowili to zrobić. Benzyna do zapalniczek, butelka po piwie, papier i jazda! Gdybym był w tej kuchni wtedy nie dopuściłbym do takiej zabawy. Jestem w końcu synem strażaka. Ja niestety byłem u kolegi jedząc spoko posiłek. Ale wracając do imprezowiczów. Jeden kolega stanowczo przesadził. Rzucił taką oto butelką w sąsiedni budynek. W okno, które dzięki Bogu zasłonięte było żaluzją. Jednak to wystarczyło do interwencji. Wkurzeni mieszkańcy kamieniczki zadzwonili na recepcję Les Abeilles mówiąc co wyprawiają ludzie w mojej kuchni. Boję się co by zrobili gdyby to były prawdziwe koktajle Mołotowa... A impreza skończyła się w klubie.
Dzień po imprezie powiedziałem Bizonowi, że musimy posprzątać syf pod naszymi oknami. Papiery, spalone kartki, potłuczone butelki... Bizon dowiedział się z recepcji że prawdopodobnie nas wyrzucą... I wyrzucili. Tydzień później dostaliśmy pisma z informacją, że mamy się spakować i wynieść do 9 grudnia do godziny 17:00.
Żeby to nie było za mało problemów zaczęły kończyć mi się pieniądze. Kluby we Francji to droga zabawa. Następnie ludzie z Polski zaczęli mieć do mnie pretensje za to, że się do nich nie odzywam, nie mam dla nich czasu, zapominam o nich. Do tego dochodzą jeszcze moje problemy osobiste o których nie będę już pisał na tym blogu 'Defeat Depression'.
Nieźle, co? Idzie popaść w depresję. Na szczęście to mnie ominęło. Jednak zmieniłem się, co zaczęli dostrzegać wszyscy dookoła. Każdy polak widział zanik mojego dobrego humoru, martwili się i troszczyli. Nawet węgrzy, z którymi się prawie nie znam, opiekowali się mną jak bratem. To tego Mike Bernasiak, mój osobisty psycholog. I Bartek Lewandowski, najlepszy przyjaciel, nie ważne co powie, zawsze sprawi uśmiech na moim ryjcu. No i rodzice, którzy prawie się na mnie obrazili, ale nie mogli, bo przecież nadal jestem ich kochanym synem. Wszyscy ludzie tak chętnie mi pomagali, że nie mogłem się poddać. Nie wiem jak im wszystkim dziękować. Za to, że zawsze pozostawała we mnie nadzieja.
Kończę z 'Defeat Depression'. W końcu dzieje się u mnie coś dobrego. Miłe zmiany.
Nie mogłem sobie pozwolić na opuszczenie Les Abeilles. Nie w mojej sytuacji braku pieniędzy. Jest to najtańsze mieszkanko jakie mogę znaleźć we Francji, a przeprowadzka oznaczałaby tylko duże koszty. Dlatego postanowiłem udać się z kolegą do dyrekcji i powiedzieć jak wygląda sprawa ze mną. Jestem dopiero 2 miesiące we Francji, nie mówię po francusku i jak ja niby mam mieszkanko znaleźć, do tego zmiana pracy, która wiąże się z brakiem pieniędzy oraz okres zimowy, który oznacza, że wyrzucony na bruk umrę z wyziębienia. Dodałem oczywiście, że nie było mnie na tej imprezie i nie byłem w stanie zapobiec temu incydentowi.
Dostałem drugą szansę. Mogę mieszkać nadal w Les Abeilles. Jednak jestem pod specjalną obserwacją i najmniejsza impreza u mnie oznacza natychmiastowe wyrzucenie. Dla mnie to nawet lepiej, ale muszę się pilnować.
A co z pracą? Po wielu skomplikowanych sytuacjach, kłamstwach pracodawców, mailach ze szkoły i stresach, w końcu los się do mnie uśmiechnął. Mam nową pracę od 10 grudnia. I to w Nancy. A na dodatek pracuję z fajną koleżanką i węgrem na którego mówię 'The Best'. Bardzo mnie to cieszy. Szkoda tylko, że raczej nie przyjadę na święta do Polski...
Jak widzicie moja sytuacja w końcu zaczyna stawać się 'normalna'. Jeszcze trochę i moje życie na nowo nabierze tempa. I oczywiście w końcu będę mógł pisać posty o ciekawych historiach i bawić się w pisarza, co zaczynam lubić. Mam nadzieję że to koniec z 'Defeat Depression' na dobre. Życzcie mi szczęścia, bo tego mi najbardziej w życiu trzeba. Zdrowie to ludzie na Titanicu mieli, ale zabrakło im właśnie szczęścia.
Do zobaczenia wkrótce. Au revoir.
A co z Bizonem?! Czekam na kolejny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńAuguście życzę Ci w c..j szczęścia :D
OdpowiedzUsuństrasznie strasznie się ciesze, że wszystko już powraca do normy. tak sobie myślę, że będzie jeszcze lepiej niż było wcześniej. trzymaj się tam mocno. : )
OdpowiedzUsuń~ Ness. <3
No siemano miszczu
OdpowiedzUsuń"Defeat Depression" powiadasz, mhmmmm, nie pytaj jakie u nas Depression były. No ale, było minęło. Widzę że NINJA jednak nie zechciałeś zostać, całe szczęście, cóż, Bizon (dzięki mu za pomoc dla Ciebie) z kumplami jednak tak, ;), ale kto robi koktajle z gazu do zapalniczek???, amatorszczyzna, daję słowo:):):).
Fajnie że ogarniasz już trochę to swoje "pobojowisko". Stara prawda mówi, że najlepszym nauczycielem jest życie. Mam nadzieję, że już trochę kumasz o co kaman w tym życiu właśnie. Nie jest to łatwe i jeszcze wiele, wiele przed Tobą, ale jesteśmy dumni z Ciebie, szczególnie ja, że... My son is a brave i nie pęka. Pamiętaj słowa swoich przyjaciół... spinamy dupę i zapier....my ;).Pozdrowiamy
Nie znam Cię w realnym życiu, jedynie z opowiadań naszych wspólnych znajomych i facebooka, ale czytając tego bloga czuję jakbym Cię naprawdę poznała! Francja jest rzeczywiście cudowna, więc trzymam za Ciebie kciuki w nowej pracy, oby szefowa była miła nie tylko przez pierwsze dwa tygodnie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że ogarnąłeś?
OdpowiedzUsuńCzekam na cd...
Nowy Rok..nowe możliwości..
No..chyba,że wróciłeś do kraju...