środa, 14 września 2011

FRANCJA

Salut!

Jestem już! Francja jest méga! Chciałbym teraz tyle napisać, ale wszystkiego nie da się zamieścić. Zresztą już dawno po ciszy nocnej i powinienem spać. Streściłem historię do minimum, ale i tak wyszło tego dużo tekstu. Mam nadzieję że chociaż niektóre osoby się nie zanudzą, a pozostali niech lepiej pooglądają zdjęcia Karoliny Piotrowskiej, to nie jest nudne.

Od niedzieli 11 września, dzień w dzień zachwycam się Francją. Po prawie 24 godzinnej podróży autobusowej w końcu wylądowaliśmy na miejscu. Nancy zauroczyło mnie od pierwszego spojrzenia i nie jest to spowodowane wielkim H&M w środku miasta, Zarą czy innymi zajebistymi sklepami, nie nie... Piękne miasteczko w starym stylu, okiennice w oknach, chodniki z kamienia, domy poobrastane w jakieś pnącza, wszystko zadbane i fajnym klimacie. Pomyslałem sobie że mógłbym tu mieszkać czy pracować. Francuzi to taki zadowolony naród. Ale czemu francuski to bebzy, a każdy francuz wygląda jak artysta? Nieważne, tu jest ładnie, bardzo.

Kontynuacja pierwszego dnia przebiegała ładnie. Po dostaniu biletów i rozkminieniu co mamy z nimi zrobić dojechaliśmy legalnie z Nancy do Bar-le-Duc. Dwugodzinne oczekiwanie na dworcu i przyjechał po nas Monsieur Nicolas, który zabrał nas do domu jego mamy w najpiękniejszym miasteczku jakie widziałem do tej pory w życiu. Mieszkanko, z pozoru bardzo skromne, okazało się być tak ZAJEBISTĄ willą że mała bania. Dostaliśmy z Barkiem osobne pokoje, każdy z takim ogromnym łóżkiem, że całe Pabianice by się wyspały. Przywitani zostaliśmy najpyszniejszą szynką na świecie i świeżmi bagietkami. Po skromnym zajebistym posiłku poszliśmy odespać niewygody autobusowe. Obudzeni na kolację, wstaliśmy, weszlismy do jadalni i zostalismy zaskoczeni niezłą ucztą. Skromnie, ale fajnie. Rozgrzany kamień na który kładzie się surowe kąski wołowiny czy kurczaka, do tego sosy, bagietki, sery i oczywiście wino. Na piękne zakończenie dnia popływalismy w basenie w ich mieszkanku i skorzystaliśmy z jacuzzi. Pierwszy dzień, a był taki bajkowy. Czułem się jak król, brakowało mi tylko mojej korony...

Dzień drugi, pobudka o 9:00, francuskie śniadanko i jazda do CFA. Na miejscu przydzielili nas do pokoju w internacie który dzielę z Bartkiem. Okazało się, że jest tutaj dużo polaków z poprzednich lat oraz nasi koledzy-rówieśnicy ze szkoły. Wszyscy polacy, tworzą tu zgraną grupkę. Jest to taka duża rodzina w której nikt nie jest gorszy. Przyjęli nas pod swoje skrzydła jak swoich. "Bo wszyscy polacy to jedna rodzina". Starsi poopowiadali nam dużo o szkole oraz zabrali nas do miasta. Integracja numer jeden i piwko regionalne w terenie. Polacy zaprowadzili nas na taras z którego widać piękne widoczki miasta Bar-le-Duc. Kolejne piękne miasto, kolejna rzecz do zachwytu. Co mi się najbardziej podoba we Francji? To że mogę sobie spokojnie iść ulicą rozmawiając z polakiem i zamiast przecinka używać głośnego, polskiego, jakże pięknego słowa KU*WA i nikt się na mnie nie spojrzy jak na gwałciciela-recydywistę. To jest zajebiste. Na koniec dnia integracja numer dwa. Historie przygód jakie przeżywali polacy we Francji, tylko upewniły mnie że moja decyzja o wyjeździe była na 100000% trafiona.

Dzień trzeci w skrócie. Pobudka o 6:45. Lekkie francuskie śniadanko (croissant, bagietka, miodek, dżemik, jogurt i sok pomarańczowy) i przygotowania do zajęć. Dzisiaj mieliśmy zajęcia na których wypełnialiśmy masę dokumentów. Po obiedzie pierwsza lekcja francuskiego. Na samym początku nasza wyluzowana pani do francuskiego oprowadziła nas po uczelni, pokazała wszystko co się da. Na koniec trafiliśmy do klasy w której to już zajęliśmy się francuskim. Myslę że to dziwne uczucie uczyć kogoś francuskiego po francusku... I myslę że ona mówi do nas jak do przedszkola, ale tak naprawdę to ona może po nas nieźle jechać bo i tak narazie nic nie kumamy. Ale tak na serio, to babka meeeeeeeega spoko! Na koniec dnia film z polakami i opowiadanie czarnych dowcipów, zdecydowanie nie na bloga.

Dzisiaj dowiedziałem się praktycznie wszystkiego. W ten czwartek zaczynamy pracę. Każdy pracuje w innym miejscu, mnie trafiła się dobra restauracja - Les Petits Gobelins w Nancy. W Nancy, w tym zajebistym mieście, yeah! (btw, 'Nancy' wymawia się 'Nąsi'). O pracy jak narazie najmniej wiem, ale dowiem się już w piątek. Mieszkam niedaleko pracy w jakimś zajebistym akademiku gdzie jest pełno polaków. Też wNancy. Mój adres:

Résidence les Abeilles
58, rue de la République
54000 Nancy

Uczelnia naaaaprawdę spoko. Zupełnie inny świat niż w Polsce. Wszystko zadbane, schludne. Mówią tu w wielu językach świata, ale wydaje mi się że polacy są najgłośniejsi. To co mnie zdziwiło to... fryzjerzy. Okazuje się że CFA to nie tylko zajęcia gastronomiczne, szkolą tu się też fryzjerzy, mechanicy, sprzedawcy i napewno wiele więcej zawodów. Nasz tydzień zajęć (5 dni) wygląda tak: mamy 13 zjazdów na uczelnię w ciągu roku. Zaczynamy w poniedziałek o 11, musimy dojechać z pracy na uczelnię gdzie pan Nicolas sprawdza nasze dzienniczki w których nauczyciele i pracodawca wpisują swoje obserwacje o nas. Obiad 12:30 - 13:30. Stołówka wygląda jak z amerykańskiego filmu. Mamy swoją kartę dzięki której mamy 3 posiłki. Od 14:00 do 18:00 lekcje, o 18:30 kolacja. Wtorek, środa, czwartek wyglądają podobnie. Pobudka 6:45, śniadanie 7:00-7:45, lekcje 8:00-12:00 i później tak zamo jak zawsze. W środę po kolacji możemy wyjść z uczelni do miasta, ale trzeba wrócić przed 21:30. Piątek różni się tym że zaczyna się jak poprzednie dni, ale po obiedzie wracamy do domu (ja do akademika) i do pracy.

Na uczelni jest duży rygor. Jest dużo zakazów i zakazów. Uczelniany internat zamyka się o 8:00 i możemy wejść dopiero o 18:00. Jak czegoś zapomnimy to jest lipa. Cisza nocna jest teoretycznie o 22:30, gasimy "ogniska" i mamy być cicho. Nie chodzimy w butach po interncie. Nie zostawiamy nic na podłodze. Nie zostawiać otwartych okienic. Nie palimy na terenie szkoły, kategorycznie. Nie spożywamy alkoholu, teoretycznie. Nie dragujemy się. Itd itp.

Dziś dopiero załatwiłem sobie internet w moim laptopie. Musiałem poprosić jednego pana o hasło, ale on musiał cośtam jeszcze mi w rejestr wpisać. Ogólnie ubaw był przedni przy tej czynności bo dołączyła się kozacka pani z biblioteki i śmialiśmy się do bólu. Jak oni śmiesznie czytają po polsku, mieli taki ubaw z mojego panelu sterowania, że starałem im się jak najbardziej utrudnić by się posmiać. Jestemtu parę dni, a już rozumiem trochę słówek kóre do mnie mówią.

Atmosfera na uczelni jest super, zobaczymy jak będzie w pracy. Nie piszę już nic więcej bo chcę/muszę spać, ale ogólnie to mogę pisać bez końca, tyle tutaj się dzieje. Poznaję nowy świat i powoli zaczynam z nim obcować, jednak jak narazie nie ogarniam. Teraz idę spać, nie wiem kiedy napiszę coś następnego, tutaj mamy bardzo mało czasu dla siebie.

Pozdrowienia dla wszystkich.

Bonne nuit!

9 komentarzy:

  1. Uffff już wiem jak zamieścić komentarz :):):). Piszesz super, lekko i bardzo obrazowo, masz lekką rękę. Ktoś kto ma choć trochę wyobraźni może podążać Twoimi ścieżkami i widzieć Twoimi oczami. Ja widziałem wszystko włącznie z tym jak francuscy nauczyciele polewali z Twojego panela starowania :):):). Cieszymy się razem z mamą że Ty się cieszysz z tego że tam jesteś i że Twoja decyzja o wyjeździe była na milion % trafiona. Pisz tu tak często jak tylko będziesz mógł dobrze się Ciebie czyta, a po za tym to wszystko jest bardzo ciekawe. Pozdrawiamy Cię z mamą i wysyłamy milion buziaków. Trzymaj się miszczu :):):). Tata

    P.S.
    jeśli można zamieszczać tu foty, to nie czekaj zrób to ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaa JESTEŚ WE FRANCJI !!! normalnie trudno mi uwierzyć. Takiego smaka narobiłeś mi lokalnym piwem i innymi pysznościami że mam ochotę wybrać się na TOUR de France bo muszę się przyznać (choć z wielkim bólem mi to przejdzie przez palce :P) że P-ce to przy tym niestety wymięka. Ale mam swoje małe podłużne, słone i ziemniaczane fryteczki ha! (haha pocieszam się jak mogę ;D)Fajnie ze są tam obywatele RP i że możesz sobie kulturalnie idąc francuskimi ulicami przeklinać w narodowym języku heheh to jest świetne... Normalnie w życiu bym się publicznie nie przyznała aleee okrutnie ci zazdroszczę Auguście... Straszliwie tęsknie wracaj szybkooo boo zjem wszystkie frytki...
    Stefania
    P.S.
    WYŚLE CI JE POCZTĄ ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. JEEEEEEE !!! no w końcu napisałes !!!! nie moge uwierzyc ze to wszystko naprawde sie dzieje !!! widze ze jest Ci tam CUDOWNIE !! zazdroszcze Ci cholernie takiego zycia ! - nowego zycia !! - innego zycia !!! AAAA poza tym wiedziałam ze odrazu obczaisz gdzie jest H&M ! ah.. wszystko pewnie wygląda tak cudownie jak w bajce ... pisz jak tylko będziesz miec czas ! ;)
    Mr.Karo ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. ziomuś jak czytałem to z rodzicami to niemal padłem ale ciesze się że wszytko w porzątku i dajesz sobie rade (z resztą jak zwykle :p). fajnie że podałeś adres. jestem skłonny wysłać Ci pocztówkę z nad moża (btw, twoim rodzicom już wysłałem). mam nadzieje że jednak w przyszłym roku wpadne tam do ciebie i jak ty z wielką przyjemnością zamiast przecików będe używać magicznego słowa K*RWA ^^ trzymaj się i wogule.
    P.S.
    masz pozdrowienia od moich rodziców ;D

    by Pan Andrzej ]:->

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa! Ale CI zazdroszczę! Cholera, stary! Z tego co czytam to masz tam zajebiście! I jeszcze tak ładnie o tym piszesz :D Czaaad! Kiedy nocka? Może u Ciebie? :D

    Lewandoś

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwa słowa: JAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARAM SIĘ! - reszta napisała już wszystko! <3

    Jajko srajko

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciesze się bardzo że mieszka Ci się tam tak dobrze. Trzymaj się i czekam na kolejne wpisy, bo bardzo fajnie piszesz i chętnie się Ciebie czyta! Całuję! : )

    + "tylko brakuje mi mojej korony"... królu! <3
    ++ wysyłam Ci pocztą płytę z piosenkami z Zaczarowanych, mam nadzieję że Ci się spodoba. : )

    OdpowiedzUsuń