piątek, 11 listopada 2011

PLUS CZY MINUS?

Salut!

Gdy tworzyłem tego posta siedziałem w pociągu jadącym z Bar-le-Duc, trzymałem laptopa na stoliku i pisałem, czując się jak rasowy biznesman. Do tego byłem ogolony i ubrany w płaszczyk by wyglądać poważniej. Później wam powiem dlaczego siedziałem właśnie w tym pociągu, w środku tygodnia, w środę o 19:21. Nie, nie wracam do Polski, chociaż chciałbym i mógłbym w tej chwili to zrobić. Mam taką możliwość, to jedno z wyjść z mojej sytuacji. A jest nią brak pracy, bezrobotność, wolność, czy jak to sobie nazwiecie. Plus czy minus? Sam już nie wiem.

Status ‘bezrobotnego’ otrzymałem w sobotę 5 listopada. Wiele z was na pewno pomyślało sobie na początku, że sam odszedłem z pracy. Więc powiem wam, że jesteście w błędzie. Nie miałem odwagi by to zrobić samemu. Tkwił bym dalej w tym syfie gdybym sobie niechcący nie pomógł. Zostałem najzwyczajniej w świecie zwolniony. Zrobiłem błąd, który zadecydował o moim odejściu. Zapomniałem zamówić danie główne i goście siedzieli chwilkę bez niczego. Szef to zauważył i nawrzeszczał na mnie po francusku, czego nie zrozumiałem. Jedna kelnerka później wszystko mi przetłumaczyła. Gdy usłyszałem ‘zostałeś zwolniony’ wcale się nie załamałem. Przeciwnie, strasznie się ucieszyłem. Marzyłem o tym za każdym razem, gdy tylko wchodziłem do Les Petits Gobelins. Moja mini depresja przeszła mi o tak - *pstryk* - i nie jej ma… Byłem najszczęśliwszy od momentu mojego przyjechania do Francji. To uczucie wolności i myśl, że moja szefowa już nie będzie mnie sprowadzać na dno. Koniec z odbieraniem szczęścia i motywacji do czegokolwiek. Do tego miałem strasznie cudownie pożegnanie. Mimo, że moja szefowa wyjątkowo bardzo próbowała mnie zeszmacić tej nocy ja obrałem taktykę na 'mokrego bobra'. Wszystko co o mnie powiedziała spływało po mnie jak woda z mokrego bobra. Byłem miły dla moich klientów mimo jej zachowania. A oni to zauważyli. Zauważyli wszystko. Trzy stoliki ludzi stanęły w mojej obronie. To było cudowne przeżycie, to było moje wielkie odbicie się od dna. Pierwszy stolik, gdy opuszczał restaurację, zrobił dość dużą awanturę mojej szefowej o to jaka jest dla mnie. Zaczęli krzyczeć na nią przy wszystkich klientach, wśród których zapadła cisza. Powiedzieli bardzo budujące rzeczy o mnie. Mówili, że jestem bardzo wyjątkowy będąc tak miłym dla nich, podczas gdy ona jest agresywna w stosunku do mnie i na pewno tego tak nie zostawią. Kuchnia świetna, obsługa idealna, ale to ona psuje restaurację. Mają rację. Co prawda nie mieli racji, że obsługa idealna, w końcu za to mnie wyrzucili, ale zgadzam się z nimi że Millie psuje restaurację. Dostałem napiwek do ręki, tylko dla mnie. A szefowa wybiegła z restauracji i jej nie było do końca serwisu. Drugi stolik powtórzył to samo, trzeci też, z tą różnicą, że poprosili o rozmowę z szefem restauracji. To była bardzo szczęśliwa chwila dla mnie.

Jak mi minęły niedziela i poniedziałek? Otóż nie najgorzej. Nigdy nie pomyślałbym, że na bezrobociu będę robił takie rzeczy. Wizyta na ciepłych źródłach, sauny, jacuzzi, masaże wodne, kolacje z krewetek i pysznych sałatek, imprezy z polakami, brak myśli o mojej szefowej. Cudowne bezrobocie!

Jednak w końcu przyszedł wtorek. Musiałem odwiedzić ostatni raz moją restaurację. Chciałem tylko spytać się o parę rzeczy. Gdy wszedłem do restauracji szefowa powitała mnie okropnym spojrzeniem. Czułem się jak jakiś wyrzutek, jak brudny robak, którego jedynym dobrym aspektem jest fakt, iż fajnie chrupie gdy się go rozdepcze. Zdążyłem tylko powiedzieć zbyt miłe "Bonjour" i nic więcej, ponieważ szefowa spytała się mnie od razu głosem pełnym odrazy 'A czego TY tu szukasz?'. Spytałem się czy mam coś podpisać, czy już jestem wolny. Wszystko szkoła podobno załatwi. Wyprosiła mnie z restauracji. Ostatnie co widziałem w Les Petits Gobelins było smutne spojrzenie mojej koleżanki kelnerki i jej błaganie o pomoc. Współczuję jej, mam nadzieję, że odejdzie.

Myślałem, że opuszczenie Les Petits Gobelins będzie najlepszym wyjściem z mojej sytuacji, ale nie spodziewałem się tylu problemów. Prawdą jest, że bardzo bardzo bardzo się cieszę z mojego odejścia, ale co dalej? Wszyscy mnie się pytają czy wrócę do Polski... Nie poddaję się tak szybko. Napisałem maila do szkoły i odpisali mi, że najlepiej by było gdybym przyjechał do szkoły by porozmawiać face to face. Dlatego właśnie siedziałem w pociągu gdy to pisałem.

Odwiedziłem szkołę w środę by porozmawiać z Panem Viardem. Okazało się, że dzwoniła do nich moja szefowa. Nieźle mnie oczerniła. Same niemiłe słowa, ale trochę głupio, że większość się zgadzała. Oczywiście mam się zmienić, polepszyć mój francuski i bla bla bla. Ale dowiedziałem się dwóch strasznych rzeczy, bardzo niefajnych. Po pierwsze jak nie znajdę pracy w Nancy to będę pracował w innym mieście. Nie chcę tego, zbyt bardzo się zżyłem z ludźmi w Les Abeilles. Zajebiście mi się tu podoba i nie zamierzam się przeprowadzać. Dlatego poprosiłem o wydrukowanie mojego francuskiego CV by obejść w Nancy tyle restauracji ile się tylko da. Sam się wpakowałem w taki syf więc sam się z niego wyciągnę. Mam tu też tyle pomocy od polaków, węgrów i niemki, nie jestem sam. Druga niefajna rzecz której się dowiedziałem to fakt, że bez pracy nie mogę przyjechać do szkoły. O to też będę walczył, to bardzo nie fair.

W czwartek byłem w paru restauracjach. To było bardzo stresujące wchodzić do restauracji nie znając języka i szukać pracy. Ale o czym ja bym tu pisał gdyby nic się nie działo! Zostawiłem CV i czekam na jakikolwiek sygnał od kogokolwiek. Jestem dobrej myśli.

W czwartkowy wieczór oczywiście była impreza. W piątek, tak jak w Polsce jest narodowe święto i wszystko pozamykane, więc szukanie pracy tego dnia jest bez sensu. Za to w sobotę idę na dalsze łowy. Życzcie mi szczęścia, bo tego mi najbardziej potrzeba! 'Bonne chance Maks'!

Au revoir!

PS Strasznie strasznie strasznie tęsknię za Polską...